Huragan Dorian? A co mnie obchodzi jakaś tam Ameryka!
6 września 2019 14:19Jak co roku o tej porze, a więc na przełomie sierpnia – września media podchwytują temat huraganów. Upraszczam oczywiście w tym momencie, bo sezon huraganów trwa już od czerwca, ale w ostatnich latach przyzwyczailiśmy się do tego, że właśnie w tym okresie, (dla nas już prawie jesiennym) nad Atlantyk docierają, te najsilniejsze, które każdego roku biją kolejne rekordy – a to poniesionych strat materialnych, a to intensywności, a to największych opadów i wiele innych. Media przez kilka dni pompują bańkę do momentu aż wybuchnie, prześcigając się z nowymi newsami, aż my tutaj w Polsce na samo słowo huragan dostajemy odruchów wymiotnych. Bo co nas to obchodzi? Co nas obchodzi to, że gdzieś tam tysiące kilometrów od nas w znienawidzoną przez nas Amerykę uderza jakiś tam huragan? W komentarzach pod artykułami na ten temat można znaleźć wiele takich, które część Internautów kwituje krótko – „dobrze im tak”, „nie dbają o klimat, to niech teraz mają”, „takie mocarstwo, a nie może sobie poradzić z jakimś wiatrem”, „jak długo będziecie o tym pisać”. Niektórzy poszli o krok dalej i z nieukrywaną ironią wmieszali w to politykę. „To wina T….”, „Kuchciński już odleciał”, „Na Nowogrodzką go odesłać”. Oooo i jeszcze te, gdzie dobry Bóg kara Amerykę za jej grzechy: „…Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy. Teraz człowiek płaci za głupotę swoją i to co zrobił naturze – także have fun”, „A może to właśnie Bóg i karze za brak wiz dla Wspaniałych i Jedynych Polaków”. I jeszcze ten mieszany: „kara boska za 447”. Mało kto w tych komentarzach łączy pewne fakty, że jak dotąd Dorian przejechał się głównie po Bahamach i to tam zabił najwięcej ludzi. To tam mówiąc nieładnie – rozpierdzielił kilkadziesiąt tysięcy domów i już spowodował miliardowe straty. To chyba nie Ameryka co? No ale to taki mały szczegół, Ameryka jest w kolejce…
Z DRUGIEJ STRONY, jak cofnę się kilkanaście lat wstecz, to wcale mnie te komentarze nie dziwią. Jak wyjeżdżałem do Nowego Orleanu w 2005 roku, to mówiąc kolokwialnie – gdzieś miałem jaka jest tam pogoda, gdzieś miałem jakiś tam sezon huraganów (nawet nie wiedziałem, że coś takiego istnieje), a już na pewno w nosie miałem same huragany, jako zjawisko. Nie wspomnę, że w nosie miały cały KLIMAT jaki panuje na świecie – w każdym tego słowa znaczeniu. W końcu, ja młody studencik pojechałem do USA tylko na wakacje. To się później zdziwiłem… Dziś patrząc z nieco innej perspektywy, po tym moim zdziwieniu, w które nie będę się teraz zgłębiał, bo to nie jest post o mojej książce i tym co przeżyłem, a post o tym jak zmieniło się moje myślenie z biegiem lat (ale też nie mogę ujmować, że to między innymi przez to co przeżyłem tak się stało), śmiem twierdzić jedno. Nie jestem klimatologiem, ale obserwatorem już tak – jak każdy z nas. A przynajmniej większość. I Kolumba z tym odkryciem nie przegonię, ale mówić o tym trzeba. Wraz z globalnym ociepleniem klimatu można, a nawet trzeba spodziewać się co raz gwałtowniejszych zjawisk atmosferycznych, w tym huraganów. Mówią o tym mądrzejsi ode mnie, ale wciąż nie przekonuje to tych, którzy w sumie mogliby najwięcej w tym temacie zacząć robić… Zrobić dużo możemy także my, w mikroskali – i nie mówię tu o tym aby teraz całkowicie zmienić swój styl życia i aby wszystko poszło skrajnie w drugim kierunku, ale o tym, aby zacząć robić to codziennie małymi czynami. Każdy z nas zna przynajmniej kilka sposobów, które mogą na to wpłynąć – zresztą nie oszukujmy się, dzisiaj prawie na każdym kroku dostajemy takie sygnały czy to w Internecie czy nawet odnosząc się do takich najprostszych sytuacji codziennych np. podczas zakupów w supermarkecie. I żeby nie było, nie wymądrzam się, bo sam się tego uczę! I zaczynam od małych kroczków. Ale zmieniam sposób myślenia.
Wracając do zmian klimatu, w nauce jest już znane zjawisko o nazwie hiperkan. Co to takiego? To nazwa potencjalnego huraganu o niespotykanej dotąd sile. Wiatr mógłby w porywach osiągać ok. 500 km/h, a swoimi rozmiarami taki huragan mógłby objąć powierzchnię połowy Stanów Zjednoczonych. Jednym z czynników, który mógłby doprowadzić do powstania takiego huraganu, musiałaby być temperatura oceanu powyżej 40 stopni Celsjusza, czyli coś co jeszcze dzisiaj trudno sobie wyobrazić. Ale przy stałym wzroście globalnej temperatury takie zjawiska mogą wystąpić już uwaga – w następnym wieku. Idąc tym torem dalej. Czy huragany znad Atlantyku, które przykładowo przejdą przez wybrzeża Stanów Zjednoczonych w jakikolwiek sposób oddziałują na to co dzieje się w Europie, a szczególnie u nas w Polsce? Sporo nagłówków w prasie nosi tytuł: „Huragan Dorian dotrze do Europy”, czy np. „Huragan Dorian dotrze do Polski”. Jest to oczywiście łagodnie mówiąc pewna nieścisłość. I słusznie niektórzy zauważają, że takie nagłówki mają na celu po prostu wzbudzenie sensacji czy mówiąc wprost – zachęcenie nas kliknięcia w dany artykuł. Ale nie do końca jest tak, że huragany znad Atlantyku zupełnie nie mają wpływu na to co dzieje się w Europie, czy nawet w Polsce. Na ten moment – warto to podkreślić – „resztki” (żeby to jakoś zobrazować) takiego byłego już huraganu (czy jak ktoś woli EKS-hurganu) jak Dorian „co najwyżej” mogą spowodować w niektórych miejscach Europy silniejsze wiatry, takie tam w porywach do 100 km/h, które przy okazji wywołają obfite opady deszczu, np. na Islandii. Potem może powieje mocniej jeszcze w Szkocji czy Irlandii zahaczając jeszcze np. o Wielką Brytanię, a na końcu MOŻE coś tam wpadnie do Polski – tak medialnie żeby było – jako mało znaczący, wiejący w porywach do 60 km/h zachodni wiatr. Ale to tylko MOŻE, bo w końcu to są tylko materiały prognostyczne. Jest na to cała regułka naukowa związana z niżami, wyżami, czasem nawet odbudowaniem się takiego eks-huraganu gdzieś na północnym Atlantyku itd. i zamieniłem nawet na ten temat kilka słów z Panem Naukowcem, ale nie o to chodzi, żeby ją teraz tu przytaczać. W sumie mógłbym zadać to samo pytanie co na początku? Co to nas obchodzi? Co to ma wspólnego z nami Polakami? Świat to przecież nie my, Ameryka to przecież nie my? Huragany nie u nas! Globalne ocieplenie to nie u Nas! Zmiany klimatu – gwałtowniejsze burze czy nawałnice, więcej opadów, susze – to przecież nie u Nas!
Obiecałem, że zamieszczę kilka ciekawostek, o których w mediach nie będzie. Mógłbym o huraganach pisać sporo, bo w momencie pisania książki “W uścisku Katriny”, gdy przygotowywałem EPILOG jako jeden z elementów wspierających moją historię, zebrałem masę materiałów, przeczytałem setki dokumentów, portali internetowych, książek, wywiadów itp. Dziś połowy nie pamiętam. Ale warto wspomnieć, że gdy mówimy o Dorianie i o tym, że jest on najpotężniejszym huraganem w historii Stanów Zjednoczonych, bądź jeszcze inaczej – najsilniejszym, bądź jeszcze inaczej najbardziej katastrofalnym, to od razu można zadać pytanie – w jakim kontekście? I to warto objaśnić. Myślę, że na tym etapie na pewno wiatr, który miał siłę ok. 295 km/h na pewno zostanie odnotowany jako jeden z tych historycznych. Chodzi oczywiście o siłę wiatru wirującego wokół oka cyklonu. Proszę nie mylić tego z prędkością z jaką cyklon przesuwa się nad wodami czy lądem, bo ta wynosi zaledwie kilka, maksymalnie kilkanaście kilometrów na godzinę.
W przypadku Doriana zostały zmierzone różne czynniki, które z pewnością mogą rzucić inne światło na zjawiska huraganów i o tym zaczyna się już pisać i mówić. Jak dotąd najsilniejszym odnotowanym huraganem na Atlantyku był Allen z 1980 roku. Wiatr osiągał wówczas siłę ok. 305 km/h. Trzeba wspomnieć też o Irmie z 2017 roku, bo dla tego huraganu został zmierzony czynnik, który mówił o tym jak długo utrzymuje się siła wiatru. I w tym kontekście wiatry Irmy o sile 295 km/h utrzymywały się aż 37 godzin! Co czyni Irmę huraganem historycznym. To ponad 13 godzin więcej niż osiągnął niszczycielski tajfun Haiyan, który w 2013 roku przeszedł m.in. przez Filipiny czy Wietnam, i niestety zabił w sumie kilka tysięcy ludzi, wyrządził ogromne straty.
Najbardziej kosztownym huraganem w historii Stanów Zjednoczonych jest wciąż huragan Katrina. W 2017 roku po przejściu huraganu Harvey oraz Irma spekulowało się, że będą on kosztowniejsze. Według oficjalnych danych Katrina pochłonęła gospodarczo Stany Zjednoczone na ok. nawet 150 – 160 miliardów USD.
Najbardziej śmiercionośnym huraganem w historii Stanów Zjednoczonych do dziś jest huragan Galveston z 1900 roku. Zabił on 8000 osób, a według niektórych szacunków nawet i 12000. Ten huragan zebrał energię równą dziesięciu tysiącom bomb atomowych! Zrównał miasto z ziemią! Drugim śmiercionośnym huraganem w historii USA był huragan Okeechobee, który w 1928 roku zabił na Florydzie ok. 2500-3000 osób. Trzecim, najbardziej śmiercionośnym huraganem jest Katrina z 2005 roku. Żywioł pozbawił życia ponad 1800 osób.
Na koniec Polska! W lipcu 1928 nad naszym krajem przeszedł gwałtowny i najbardziej śmiercionośny jak dotychczas wał szkwałowy, który spowodował olbrzymie zniszczenia w wielu regionach i doprowadził do śmierci 62 osób, a ponad 150 ranił!.
Zdaję sobie sprawę, że w naszym kraju huragany to wciąż egzotyczny temat. Głównie dlatego, że nas w zasadzie nie dotyczy. To dobrze. Bo mało mamy swoich problemów? Trzeba pamiętać tylko o jednym – co raz silniejsze huragany i wszystko to co z nimi związane, to tylko jeden z elementów zmieniającego się klimatu. A ten – czy tego chcemy czy nie – dotyka także i nas. I to bez dwóch zdań!
Kuba Kucharski
2 komentarzy
Jeszcze trochę w Europie będziemy mieć takie zjawiska atmosferyczne.
Теперь буду знать